Autor |
MistrzCiasteczek
Alchemik
Dołączył: 09 Maj 2007
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z otchłani piekielnych na dnie szafy
Czw 23:35, 31 Maj 2007
|
|
Wiadomość |
+Edenfields:Woda o smaku truskawek cz. I+
|
  |
|
Słońce chyliło się już ku zachodowi gdy pierwsze krople zastukały w okno aby oznajmić nadchodzącą ulewę. Patrzył na niebo spodziewając się iż zajdzie szkarłatnymi chmurami lecz ku jego zdziwieniu zrobiło się ciemne i szare…zupełnie inaczej niż w Otchłani. Nie było też krwawego deszczu. Ziemia to dziwne miejsce, pomyślał, wszystko jest tu takie inne…Dotkną zimnej szyby przesuwając wzdłuż niej dłonią, poczuł jak od środka ogrania go przyjemne ciepło mające swe źródło w opuszkach palców.
-Woda?- oderwał rękę od gładkiej powierzchni i w tym samym momencie rozległ się głośny huk. Świetlista smuga przecięła powietrze rozjaśniając na sekundę niebo.
Wystraszony nagłym i niespodziewanym rozbłyskiem zachwiał się i przewrócił na stojące za nim łóżko ze zdobionymi ramami. Na szczęście miękka pościel złagodziła upadek. Postanowił, że nie będzie już dziś wychodził, nie sam, to wszystko było dla niego zupełnie nowym i nieznanym doświadczeniem. Nie, dziś już nie miał siły, okrył się po sama szyję granatową kołdrą z jakiegoś ciężkiego materiału tak bardzo różniącego się od ekstrawaganckich jedwabi i satyny, która zalegała na wielkich łożach w komnatach głębiańskiej siedziby Lucyfera i jego wybranki. Zdążył się już przyzwyczaić przez te wszystkie wieki do panującego tam luksusu…a teraz zagubiony w tym obcym świecie obserwował scenę jaka rozgrywała przed nim natura, obserwował jak kolejne pocałunki deszczu rozpryskują się o przerdzewiały miejscami parapet po zewnętrznej stronie ściany by następnego dnia nikt już o nich nie pamiętał…Płacz aniołów, tworzący niesamowitą melodię przy akompaniamencie grzmotów i błyskawic nadających rytm całej niebiańskiej orkiestrze.
Nie wiedział jak długo patrzył zafascynowany w ten nieustający spektakl dusz i żywiołów, jak długo trwało to wszystko? Do kogo należał przeraźliwy krzyk, dochodzący gdzieś z oddali? I rozpaczliwe miauczenie jakiegoś biednego kota moknącego na dworze, potem czyjeś kroki, gdzieś blisko…Był już w półśnie, kiedy ktoś chyba przekręcił klucz w zamku. Nie dowiedział się jednak czy to wszystko prawda czy już mu się zdaje. Pomyślał jeszcze tylko o biednym, zmarzniętym kocie, który czekał tam w dole na swojego właściciela jakiego los nigdy mu nie podarował…”Mógłbym go zabrać”- ostatnia myśl przemknęła mu przez głowę po czym osunął się w ramiona snu…
Był tam Chirra i Leyhla, mnóstwo innych stworzeń…wszyscy pochylali się nad czymś może kimś? Jakiś głos wciąż powtarzał coś w niezrozumiałym języku…podbiegł do zgromadzonych, jeszcze tylko kawałek…wtem zaczął zapadać się w ciemność. Ta ciemność go wołała…wpatrywała się w niego tysiącami oczu, zatopionymi w nieprzenikniona czerń. Spadał coraz szybciej, robiło się coraz chłodniej…Nie wytrzyma tego zimna! Znów słyszy słowa…ktoś woła jego imię? Chwyta się ciepłej dłoni i płomienny podmuch ogarnia jego ciało…na krótką chwile…Ponownie zaczyna opadać w mrok i ponownie ten głos…ale już wyraźniejszy…Morvo….Morvo….
-MORVO!
Hybryda gwałtownie otworzył oczy i wydukał jeszcze nie całkiem przytomnie:
-Arbel? Co się stało? Moja głowa…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
    |